Szukalam swojego paszportu w szufladzie z dokumentami, ale zamiast jego znalazlam swoje swiadectwa z podstawowki... same z czerwonym paskiem, a z pierwszej i drugiej klasy opisowe... Chcecie wiedziec co wtedy o mnie mowili ? Same pochwaly i tego typu rzeczy... ale czemu ja sie nie ciesze ??? No bo teraz zrozumialam, ze moje zycie bylo przeplotem klamstw, bylo nudne, a jedynym moim celem bylo to, aby zbierac jak najlepsze oceny, zeby zaspokoic potrzeby mojej mamy, a nie swoje wlasne... Bylam mala zakompleksiona osoba, ktora kryla sie w cieniu innych np. Zuzy... to ja wszyscy lubili... ja bylam ta co dawala sciagac zadania, ja bylam ta gorsza, ta brzydsza... mniej lubiana... Zawsze chcialam, zeby zaczac wszystko od nowa... pokazac jaka jestem naprawde... niestety do tej pory nie zawsze mi sie udaje... boje sie... nawet nie wiem czego... czy to moze jest wstyd, ze sie skompromituje, albo ze ktos powie, ze do niczego sie nie nadaje... ze jestem do niczego... Zawsze chcialam miec taka osobe, ktora pokocha mnie i zrozumie... kogos do kogo moglabym sie przytulic, gdy jest mi smutno i zle... Wiecie, ja jestem soba rzadko, ale napewno moge powiedziec, ze jak rozmawiam z Tomkiem, to wtedy nie udaje... moge mu zaufac... szkoda tylko, ze jest tak daleko ode mnie... kiedys do niego pojade... do Wawy... i moze juz tam zostane... W tej szufladzie znalazlam tez swoje swiadectwo urodzenia... i dowiedzialam sie jeszcze jednej malutkiej rzeczy o moim ojcu... ze nie mial drugiego imienia... czyli taka blahostka, banal po prostu , czyli nic... zreszta ja nie zamierzam go szukac... nie chce widziec czlowieka, ktory wyrzekl sie wlasnego dziecka... Ehhh... ta notka jest strasznie melanholijna... ale chcialam ja napisac...