Komentarze: 10
"Sam na sam z samotnością - opis przeżyć wewnętrznych"
Z zakładu wyszłam dokładnie tydzień temu. Zaczynałam się już do niego przyzwyczajać. Śniadanie o ósmej, zajęcia o drugiej, terapia o czwartej i do łóżka o dziesiątej. Tam życie wydawało się proste... Z tego powodu odchodziłam niechętnie...
W moim pokoju, pod łóżkiem, w szmatce... Tak chowałam moje skarby... Wszystko miało swoje miejsce w niebieskim pudełku. Począwszy od żyletek, kończąć na najzwyklejszych igłach, oprócz tego jodyna i plastry, aby rana goiła się szybciej. Te uczucie było silniejsze ode mnie. Brałam coś ostrego i cięłam, tam, gdzie nikt inny nie widział. Lubiłam po tym wszystkim patrzeć w gwiazdy... Świat wydawał się zupełnie inny...
Ojciec codziennie kłóćił się z matką. Pił, a potem zazwyczaj zaczynał ją bić. Chciałam go powstrzymać, ale nie potrafiłam.. Bałam się i powoli rosła we mnie nienawiść. Kiedy miałam ten wypadek, byłam z matką w kuchni. Stałam plecami do niej. Na górze ojciec zbierał się właśnie do pracy. Cud, że go jeszcze nie wyrzucili. Ponieważ nie było zbyt dużo czasu i mama stała obok, nóżwyślizgnął mi się i zacięłam się nie tak , jak trzeba. Nie wiem, dlaczego to mi nie wyszło. Przecież robiłam to od szóstej klasy...
W domu było spokojnie. Ojciec z nami nie mieszkał, gdy wróciłam już go nie spotkałam. Nie pytałam matki, co się z nim stało... Po prostu nie chciałam wiedzieć.
Każdy dzień spędzam teraz samotnie. Dawni znajomi wiedzą, że wróciłam. Ale kto by chciał zadawać się z wariatką ?! Nikt mnie nie odwiedza. Wieczorami przeważnie czytam, nigdzie nie wychodzę. Bo i po co? Sam na sam z samotnością. Ale czy jest mi źle? Nauczyłam się nie czuć. Być zimna. Nie płakać. Wiem, że przez to mogę zginąć. Dlaczego się cięłam? Dlaczego nadal to robię ? To mi pomaga... Spływająca krew, jej widok... Przynosi ulgę. Zaś wtedy, gdy patrzę na gojącą się ranę, czuję się lepiej. Nikomu nigdy nie pokazałam blizn, które znajdują sięna całym moim ciele... Jest ich tak dużo...
Czasami... Czasami jednak mam ochotę z kimśo tym porozmawiać... Matka mi nie ufa. Nawet się nie dziwię... Wszystkie ostre przedmioty schowała przede mną... Ale ona nie wie o niebieskim pudełku... Siedzę i myślę, zastanawiam się, kiedy zrobiłam to po raz pierwszy... Kiedy straciłam przyjaciół? Czy w ogóle ich miałam? Kiedy zaczęłam zamykać się w sobie? O ojcu staram się nie myśleć... Choć chyba przez niego wszystko się zaczęło. Jestem samotna... łzy tak dawno nie płynęły po moich policzkach... Chcę, a zarazem boję się do kogoś zbliżyć... Wiem, że pobyt w zakładzie psychiatrycznym miał mi pomóc... Niestety, nic z tego nie wyszło... Może kiedyś uda mi się przezwyciężyć mój lęk przed światem? Może kiedyś... będę normalna ?